Polska by Wyszowski
- Marta Lupa-Wyszowska
- 23 lip
- 3 minut(y) czytania
Nie żryj k**** bułki
Uwielbiam element anarchii, który w świat przyrody wprowadzają staruszkowie w beżowych kurtkach. No, ale gdy w słoneczny dzień nad wodą, małżonka znienacka dobiera ci się do pieczywa, to rzeczywiście można powiedzieć tylko jedno: Nie żryj kurwa bułki. Dla łabędzia wziąłem...

Rozmawiać można i obiekt strategiczny
Są rzeczy, o których nie śniło się PKP. Wczesnym popołudniem wbiłem się na dworzec Wałbrzych Miasto. Cel zbożny, nagrać ludzi o tym jak czyste, ładne i zadbane jest to miejsce. Popytałem podróżnych przed budynkiem, w środku ludzie chętnie dzielili się swoimi pozytywnymi wrażeniami. Nagle obok wyrosła sympatyczna, acz zakłopotana pani ochraniaczka.
- Rozmawiać można, ale wywiadów nie można – powiedziała zerkając na mój skromny mikrofon z czerwoną końcówką.
To pełne prostoty zdanie niemal wbiło mnie w ziemię. Po krótkiej dyskusji w temacie „wolności konstytucyjne kontra regulamin dworca, który nie wiadomo gdzie jest” oddaliłem się na peron gdzie kontynuowałem mój przestępczy proceder. Widziałem jednak, że pani ochraniaczka łączy się ze statkiem matką i ustala co robić dalej. Gdy wróciłem, dowiedziałem się, że „są dni kiedy można robić wywiady, a są dni kiedy nie można”. Nie wiadomo jaki jest klucz wyboru, czy chodzi o dni parzyste, nieparzyste, a może takie, których nazwa kończy się na „a”. Ważne, że decyduje o tym administrator dworca, czyli pani Tereska. Argumenty o tym, że to miejsce użyteczności publicznej, że wywiad to też rozmowa, że komuna przepadła, a ja robię przecież kolei promocję, wsiąkały jak krew w piach. Rósł natomiast poziom absurdu. Okazało się, że zdjęcia też nie można zrobić.
- To przecież obiekt strategiczny – odpowiedziała pani ochraniaczka.
Nie wzruszyły jej argumenty o tym, że teraz przecież każdy ma aparat w komórce i wprowadzanie takich zakazów jest wyjątkowo mało strategiczne. Po prostu trzeba mieć pozwolenie, turysta z tak zwanej zagranicy jak trafi na wałbrzyski dworzec i zachwyci się jego pięknem, też musi o takie wystąpić. Dura regulamin, sed regulamin. Gdy strażniczka godności obiektu zaczęła mówić o wezwaniu policji, wraz z kolegą wytoczyliśmy się na zewnątrz....
Po tym jak konduktor powiedział mi kiedyś, że „sprzedaż biletu jedynie za kwotę zbliżoną do ceny biletu”, myślałem, że kolej niczym mnie już nie zaskoczy. Nie doceniłem jednak siły ludzkiego umysłu oraz pani Tereski:)
Jakie czasy, tacy Gucwińscy
Krótki komunikat konsumpcyjno – kulinarny z wybrzeża od chłopaka, który trzymając się latarni z trudem studiował namazane kredą menu:
- Z flądrą nie bierz, flądra chujem jebie – wymamrotał w nieznanym kierunku. Nie wziąłem.
Trzeba przyznać, że tekstylne wzmożenie czuć, ale tylko w wersji męskiej. I choć młodzian w koszulce „Stop islamizacji Europy” z kebabem w dłoniach jest już pewnym popkulturowym banałem, to warto odnotować, że obok niego dziarsko kroczył kolega w t-shircie „Zjazd Gnieźnieński”. I serce rośnie bo przecież tylko pięknych wydarzeń historycznych czeka jeszcze na swój chiński podkoszulek.
Pozostając w relacjach polsko - niemieckich, warto odnotować chwackie zdolności lingwistyczne najemnej kadry gastronomicznej nadmorskich kurortów. A że śpiewny prusacki zaśpiew słychać gęsto to trzeba sobie jakoś radzić. Dla przykładu przy stoliku obok, mistrz srebrnej tacy tak długo mówił do nich „PIWO?”, że w końcu wzięli pokornie po dwie kawy. Są też pewniaki, choć im dłużej tu jestem, to myślę, że bardziej jest to coś na kształt hasła i odzewu lub testu po którym wstępuję się do jakiegoś tajemnego klubu. Bo zawsze na „zwei zapiekanka” pada zza lady „mit ketchupen?”
Stale poszerza się również zakres oferowanych rozrywek. Ocz
ywiście pana, który kroczy przez plażę z grillem opartym o brzuch i butlą z gazem na plecach nie liczę. Ale można na przykład wspiąć się na drąg, zmierzyć się z czasem wisząc na drążku, a nawet popatrzeć jak pan chodzi na rękach po schodach lub jak wolał poeta prowadzący show po „mieleńskim koloseum”. Mój faworyt to jednak obszernie zbudowany, łysy mężczyzna, który obwieszony łańcuchem, ale przede wszystkim obwieszony wężem, dumnie sunie przez plażę. Towarzyszy mu chuda kobieta z przyległościami, równie opatulona żywym gadem. I tak idą, oferując zmęczonym plażowiczom foty z dziką naturą za dosłownie kilka złotych. Cóż, jakie czasy tacy Gucwińścy.
*Wszystkie wpisy pochodzą z konta Polska by Wyszowski.






Komentarze