top of page

Cisza

  • Zdjęcie autora: Marta Lupa-Wyszowska
    Marta Lupa-Wyszowska
  • 25 lip
  • 4 minut(y) czytania

Zaczynasz łapczywie łaknąć powietrza, jakbyś co chwilę wynurzał się z wody. Klatka porusza się coraz szybciej. Góra dół, góra dół. Podnoszę się z krzesła, nachylam nad Twoją twarzą i jeszcze mocniej chwytam Cię za rękę. Tak bardzo chcę, żebyś wiedział, że nie jesteś teraz sam.


Cisza. Słońce odpoczywa na szarej posadzce. Harmider dnia powoli odchodzi w niepamięć. Aż do jutra. Dźwięk moich kroków odbija się od ścian Odziau Neurologii.


W drzwiach mijam pielęgniarkę. “Dzień dobry” zapomniane w pośpiechu.


- Cześć Miśku - wchodzę do Twojej sali.


Witam się i kładę kubek kawy na szafce przy Twoim łóżku. Pokój wypełnia dźwięk przyspieszonego oddechu i bicie serca rejestrowane na kardiomonitorze. Czy on zawsze tu był? Jak co dzień zastygam szukając w twojej twarzy reakcji. Jest inna niż zwykle. Zaciśnięte brwi. Nie masz gorączki, ale twoje policzki płoną. Jak w złym śnie obracasz głowę z boku na bok.


- Spokojnie Miśku. Wszystko ok, już jestem - zaklinam rzeczywistość.


Przystawiam krzesło do Twojego łóżka, chwytam za rękę. Drugą głaszczę Twoje włosy. Nabieram powietrza próbując uspokoić nasze oddechy. Robisz się co raz bardziej niespokojny. Odsuwam dłoń od Twojej głowy i wycieram ją o pościel. Moje nerwy czy Twoja gorączka? Może powinnam pójść po lekarza? Zadzwonić do Twojej mamy? Może trzeba cię odessać?


Pytania o to, “czy to już” nie zdążam zadać. Z ciszy korytarza wyłaniają się przyspieszone kroki. Myślami próbuję skierować je do innej sali. Naciśnięcie klamki. Wiem, że poległam. Przestrzeń wypełnia biel fartuchów.


- Bardzo proszę o opuszczenie sali.


Nie zadaję więcej pytań, niczego nie zmienią. Wychodzę i kucam przy ścianie na przeciwko drzwi. Za mleczną szybą zarysy sylwetek, ich niepokojący rytm. Wlepiam wzrok w podłogę. Stłumione dźwięki krzątaniny, niewyraźne słowa na granicy szeptu. Pośrodku ciszy wzrastający chaos 2 na 2 metry. Analizuję każdy centymetr posadzki, każdą nierówność i załamanie. Kieruję uwagę na wszystko oprócz tego, co dzieje się za mleczną szybą. Spokojnie. Ty tylko kolejna zapaść, jedna z wielu. Wszystko będzie…


Harmider milknie. Klamka. Zza drzwi wyłania się lekarz.


- Bardzo mi przykro, ale Pani mąż jest w stanie agonalnym.


Dlaczego dziś? Co wydarzyło się od wczoraj? Dlaczego dziś się poddajesz?


- Ile mu jeszcze zostało? - zadziwiam siebie samą własnym spokojem.

- Trudno powiedzieć. Dni, może godziny.

- Czy mogę do niego wejść?

- Jeszcze chwilę. Pielęgniarki zaraz wyjdą.


Dzwonię do Twojej mamy.


- Przyjeżdżaj, Misiek odchodzi.


Mój krok znów odbija się od ścian oddziału. Za założonymi na piersiach rękami, chodzę od ściany do ściany, przygryzając policzki od środka. Chcę już tam wejść. Nie mogę nie zdążyć. Ile to może trwać? Co, do cholery, one tam jeszcze robią.


Klamka. Wychodzą. Wreszcie.


- Bardzo proszę, można wejść.


Siadam na krześle. Opieram się o metalową barierkę łóżka i zamykam twoją dłoń w swoich.


- Nigdzie nie idę Miśku, będę tu do końca.


Myślę o godzinach, o nocy które spędzę przy Twoim łóżku. O tym, że to, czego bałam się najbardziej nie spełni się - nie będziesz w tym sam.


Nieświadoma jak niewiele czasu nam zostało.


***


Zaczynasz łapczywie łaknąć powietrza, jakbyś co chwilę wynurzał się z wody. Klatka porusza się coraz szybciej. Góra dół, góra dół. Podnoszę się z krzesła, nachylam nad Twoją twarzą i jeszcze mocniej chwytam Cię za rękę. Tak bardzo chcę, żebyś wiedział, że nie jesteś teraz sam. Monitor pokazuje coraz szybsze bicie serca, 90. 110. 150. 200. Twoja twarz czerwienieje. Wiem, że to już koniec i zastygam w bez ruchu nie wiedząc, czy szukać pomocy, czy zostać z Tobą, zostać w tym.


Zostaję.


Zatrzymujesz się w pół oddechu.


A pokój wypełnia przenikliwy dźwięk płaskiej linii Twojego serca.


***


Zagłuszam go swoim wyciem. Ciągle trzymam Twoją rękę. Czy nadal jest Twoja?


Nie wiem, kiedy przy moim boku pojawia się pielęgniarka.


- No już dobrze, już po wszystkim.


Jak bardzo się myli, wszystko, co najgorsze dopiero przede mną.


Pragmatyzm kolejnych minut trzyma mnie w całości. Pielęgniarki za mleczną szybą myją Cię po raz ostatni. Ja po drugiej stronie, z telefonem w dłoni, zmieniam kolejne życia na zawsze. Mama. Dziewczyny. Mateusz. Tymbark. Słomka. Misiek odszedł. Chcę, żeby usłyszeli to ode mnie.


- Już jadę.


Asia. Brak zawahania, którego nigdy nie zapomnę.


Chowam telefon do kieszeni i czekam. W spokoju. W uldze. Że to już. Że już nie cierpisz. W niewiedzy, że moje cierpienie dopiero przyjdzie. Że rozpacz rozłożę na miesiące i lata. Powoli dawkując. W ułamkach, które jestem w stanie przetrwać.


Dzisiejsza dawka to ty leżący na łóżku w białym plastikowym worku, kiedy ponownie wchodzę do sali. Zapięty do połowy klatki. Próbuję Cię dotknąć. Dźwięk plastiku pod moją dłonią zaciska mi gardło.


- Przepraszam, czy możemy go przykryć? Nie chcę, żeby jego mama go tak widziała.


Pielęgniarka odsuwa połacie plastiku na bok i przykrywa Cię prześcieradłem. Znów wyglądasz jakbyś spał. Czy możemy tak zostać?


Twoja mama dociera kilka minut później. Przynosi spokój. I smutek, który na zawsze pozostanie w środku.


Mówimy do Ciebie tak, jakby nic się nie zmieniło. Tak jakbyś ciągle tam było. A może jakby nie było Cię od dawna. Śmiechem przykrywany to, co się stało.


***


Proszę wszystkich o wyjście.


Po raz ostatni przytulam się do Ciebie. Cisza. Jest 26 maja. Dzień Matki.



ree

Komentarze


 Powered and secured by Wix

bottom of page