Norma
- Marta Lupa-Wyszowska
- 19 cze
- 2 minut(y) czytania
Za szybą pojawia się niewyraźna sylwetka. Powoli otwierają się drzwi. Dzisiaj ordynator. W ciągu sekundy odczytuję z jego twarzy, że to jeszcze nie dzisiaj, że jeszcze jesteś z nami. Nie tylko dla Ciebie - rodzina Kasi też oddycha z ulgą.

Jesteśmy jak zwykle przed 20:00. Gdzieś kończą się Wiadomości i kogoś dzień. Kogoś dzień dopiero się zaczyna. Ktoś siada do kolacji, ktoś gasi światło w pokoju dzieci.
Moje, nasze życie od dwóch tygodni toczy się tu. Szara, nakrapiana posadzka. Zimna, metalowa ławka przed drzwiami OIOMu. Ścisk żołądka przed najtrudniejszym egzaminem w życiu, który zdaję przed każdą wizytą u Ciebie.
Kolejny dzień za mną. Zmieniło się wszystko, a świat nadal się nie wykoleił i ja na przekór wszystkiemu pozostaję w torach. Pobudka o szóstej rano, do szkoły na ósmą. Na szczęście jeszcze mogę spać - to ratuje mi życie. Wciąż nie mam prawa jazdy, więc autobusem na Stary Zdrój. Szkoła to moja ostoja normalności - uwalnia głowę od tego, co dzieje się z Tobą zapełniając na chwilę innymi problemami - zgodami na wycieczkę, sprawdzianami i tym, czy można pisakiem. Lekcje mam do 12 - anioły, z którymi pracuję zmieniły plan, żebym mogła być z Tobą dwa razy dziennie, każdego dnia. Dwójka, albo ósemka, które dojeżdżają do szpitala. Po popołudniowej wizycie do domu. Krótka drzemka i do szkoły językowej na Pisakowej Górze. Po skończonych zajęciach ponownie do Ciebie.
Zostało 7 minut. Czekamy. Ktoś siada na parapecie, ktoś kuca przy ścianie. Mieszaniną słów przykrywamy strach, niepewność, nadzieję na wyczerpaniu. 5 minut. Wchodzi kolejna osoba. Wymieniamy znajome spojrzenia. W oddali za szybą żółte kwadraty innych żyć. 3 minuty. Powoli przygotowujemy się do wejścia. Ktoś zostawia płaszcz na oparciu ławki. W szepcie i obniżonym głosie podejmują się decyzję to tym, kto wchodzi dziś pierwszy.
Już czas.
Godzina 20:00.
Za szybą pojawia się niewyraźna sylwetka. Powoli otwierają się drzwi. Dzisiaj ordynator. W ciągu sekundy odczytuję z jego twarzy, że to jeszcze nie dzisiaj, że jeszcze jesteś z nami. Nie tylko dla Ciebie - rodzina Kasi też oddycha z ulgą.
- Zapraszam państwa.
Wchodzę do środka. W szczelinie zamykających się drzwi twarze naszych mam - strach, tylko trochę inny. Oddycham głęboko udając, że jestem gotowa na to, gdzie dziś jesteś. Odkładam kurtkę i szalik do metalowej szafki. Ochraniacze na buty, zielono-przezroczysty fartuch. Zawiązać. Maseczka na twarz. Płyn do dezynfekcji. W którym momencie zaczął pachnieć jak dom? Gotowa. Skręcam w prawo, mijam salę Kasi i pokój ordynatora. Skupiam uwagę na każdym kroku - szelest, szare linoleum. Po raz kolejny wilgotne ręce wycieram o fartuch. Na wprost za szybą rząd łóżek i pikających monitorów - walki jeszcze nie przegrane. Już niedaleko. Skręcam w lewo, mijam pokój pielęgniarek i strzępy ich rozmów - może kawy kochana, może później, dziękuję. Normalność w świetle jarzeniówek już tak nie dziwi. Wychodzę zza rogu. Twoja sala jest kilka kroków dalej, ale już Cię dostrzegam. Łóżko po prawej stronie, przy ścianie. Na parapecie zielona laurka od Radia Wrocław.
Jesteś. Oddychasz. Ciśnienie ok.
Wszystko w normie.






Komentarze