Rzeczy, których nie...
- Marta Lupa-Wyszowska
- 31 lip
- 1 minut(y) czytania
On wskakuje mi na kolana. Wtulam się w jego małe ciało najmocniej, jak potrafię. Jakbym chciała go wchłonąć. Jakby istniał limit na miłość.
Koniec sierpnia, Mielno i nasza ukochana kawiarnia “Stały ląd”. My - zatopieni w słowach i zdaniach. Misiek tradycyjnie coś tworzy, ja kończę czytać kolejną książkę w rytm klawiszy jego klawiatury. Chwila tylko dla nas; chwila która nie zdarza się tak często. Znad gwaru kawiarni unoszą się znajome głosy - Asia, Tomek, Julek i On. Odkładam książkę na stolik i dostawiam dwa krzesła.
- No dzień dobry. Jak tam przeżyliście? Nie marudził? - pytam.
- Dzieeeeń dobry. A gdzież tam, złote dziecko. Tylko jeden foch, bo za wolno huśtałam. - odpowiada Asia.
- Kochanie chcesz coś, to pójdę zamówić? - Tomek w połowie drogi do środka kawiarni.
- Siadaj, gdzie będziesz biegał. Pani zaraz podejdzie. - uspokaja Misiek.
On wskakuje mi na kolana. Wtulam się w jego małe ciało najmocniej, jak potrafię. Jakbym chciała go wchłonąć. Jakby istniał limit na miłość.
- No i jak tam było na huśtawkach? - pytam.
- Dobdzie. Mama zawołaj karczmarza, chcę ciacho. - odpowiada cienkim głosikiem.
- Panią kelnerkę synu. To dziecko to nas kiedyś sprzeda.- zwracam się w stronę Miśka z udawaną pretensją w oczach.
- Dobrze, dobrze. Niech się uczy języka ojczystego. Powtarzaj za tatą: karczmarz, mezalians, niezgółka. O Pani karczma…, kelnerka w sensie. Jakiś wypiek dla latorośli poprosimy. Co chcesz dziabągu?
My razem. Nasze dziecko. Rzeczy, których nie było. Rzeczy, których nie będzie.







Komentarze